Przedostatni tydzień września 2017 r. o godz.13 w Lamezii, gdzie wylądował samolot z Krakowa, przywitał nas parnym i dusznym powietrzem (30 0 C w cieniu). Stąd do Reggio jeszcze trochę ponad 100 kilometrów na południe. Jedziemy wzdłuż wybrzeża, piękną, nadmorską autostradą, na której niewiele aut. Raz na ziemi, raz pod ziemią – na tej trasie jest tak dużo tuneli, że gubi się ich rachubę. Kolory pustynne-wszystkie odcienie brunatno-płowo-złote, a w tle lazur nieba i morza.
Pierwszy widok po wjeździe do Reggio to Promenada, wzdłuż której: z jednej strony morze, a za nim Sycylia, z drugiej strony szeroka, dwupasmowa ulica, w którą zamienia się autostrada, na odcinku miejskim. Na pasie rozdzielającym ulicę rosną przygaszoną zielenią ogromne, fantastyczne drzewa, stoją piękne rzeźby, fragmenty wykopalisk archeologicznych.
|
Promenada nazywana jest najpiękniejszym kilometrem Włoch. Jeśli pogoda sprzyja, można zobaczyć Messynę a na południu Sycylii dymiącą Etnę. Promenada (Lungomare) jest zabytkiem, o nowoczesnym wyglądzie, zachowując jednak "południowy" charakter z wyraźnymi arabskimi wpływami. Pod Promenadą przebiega czynna linia kolejowa, jednak mało kto z turystów o tym się dowie - chyba, że wyruszy w podróż pociągiem.
Przy sprzyjającej pogodzie, wczesnym rankiem można tu zaobserwować, prawdopodobnie jedyne takie w Europie, zjawisko fatamorgany – to Messyna odbita w niezwykle gładkim morzu. I dlatego w nazwach obiektów przewija się słowo fata morgana. Taką nazwę nosi też jedna z długich ulic – Via Fata Morgana.
Niestety, w Reggio nie zamoczysz się w morzu, nie poleżysz na plaży. Wąski, kamienisty brzeg morza jest ściśle zabudowany pięknymi restauracjami i kawiarniami. Poza miastem każdy skrawek przy morzu jest zagospodarowany przez właścicieli. Nie ma tu dzikich plaż…
Ale można wylegiwać się i moczyć w pobliskiej, starożytnej Scylli, miejscu znanym z Odysei, gdzie - jak pisał Homer - wszystkim przepływającym statkom groził straszny potwór. To piękne, nadmorskie miasteczko, które zdaje się dotykać Sycylii, z wąziutkimi uliczkami i starymi domkami obmywanymi przez morskie fale kryształową wodą i z niezbyt szeroką, kamienistą plażą. Na horyzoncie, któraś z Wysp Liparyjskich dymi wulkanem. W starej dzielnicy można zobaczyć starszych rybaków naprawiających sieci na plaży, podczas gdy młodsi wychodzą na tradycyjne połowy. Przy zachodzie słońca, gdy morze i niebo łączą się w mgiełce fioletu, można zrozumieć, dlaczego ten kawałek wybrzeża nazywa się Costa Viola.
Reggio di Calabria to stolica jednej z pięciu kalabryjskich prowincji, jest zarazem najbardziej „światowym” miastem regionu. Oprócz spaceru słynną ulicą Corso Garibaldi ze sklepami najznakomitszych włoskich projektantów, oraz nadmorską promenadą, koniecznie należy odwiedzić Museo Nazionale della Magna Grecia (budynek zabytkowy). W nim z bliska obejrzeć w szczególności słynne „Bronzi di Riace” - dwa posągi z brązu, wyłowione w 1972 r. z zatopionego greckiego statku, przypisywane samemu Fidiaszowi lub jego uczniom. Wrażenie sprawiają niesamowite, zapierające dech w piersiach.Wykonane z brązu posągi mają około 2 metrów wysokości. Specjalnie dla nich zbudowano klimatyzowany pawilon ze śluzami wejść i wyjść, a zwiedzający mają określony limit czasowy oglądania. Posągi wystawiono w 1981 r.
Muzeum posiada bogate, wspaniale wyeksponowane zbiory, które można oglądać także z symulacjami komputerowymi.
Poza Muzeum, w mieście jest sporo godnych obejrzenia innych zabytków. Są pozostałości umocnień greckich z V wieku p.n.e, termy rzymskie, romańska katedra odbudowana w 1908 po wielkim trzęsieniu ziemi. Koniecznie trzeba wspiąć się do zabytkowej fortecy uważanej za symbol miasta. Pochodzi sprzed 540 roku. W 1459 Ferdinando d'Aragona kazał dobudować dwie wieże, które do dzisiaj nadają fortecy specyficzny charakter. Przeprowadzane renowacje sprawiają, że zamek prezentuje się wspaniale. W środku można oglądać różne sezonowe wystawy oraz obejrzeć z tarasu widokowego panoramę okolicy. Obiekty bardzo zadbane, wyeksponowane także w nocy na wysokim poziomie, oglądanie przyjazne dla mniej sprawnych osób.
Reggio di Calabria jest największym miastem Calabrii. W środku dnia sprawia wrażenie sennego. Nic bardziej mylnego. Niech nie zmylą cię wąskie uliczki, strome podejścia, mnóstwo schodów, wysokie domy, zasunięte żaluzje. Wszystko to przez zwyczajową sjestę i upał. Do godziny 19 trudno kupić coś konkretnego, czy zjeść “normalny” obiad. Ludzi mało, ewentualnie nieliczne osoby na ławeczkach w cieniu. Jeśli jest coś otwarte, to kafejki z cudownymi w smaku gelato i aromatyczną kawą, lub świeżo wyciskanym sokiem.
Życie towarzyskie i kulinarne rozkwita, gdy głębokim popołudniem otwierają się sklepy i restauracje. A wszyscy zaczynają szukać miejsca do parkowania, którego znalezienie graniczy z cudem. Parkuje się w każdym wolnym kawałeczku jezdni, zderzak w zderzak na kilka centymetrów. O tej porze restauracje wypełniają się po brzegi, a uczty w licznym gronie trwają długo w noc. Nic więc dziwnego, że poranek rozpoczyna się od bardzo mocnej kawy i ewentualnie croissanta. Pyszną kawę pije się na stojąco, w filiżaneczkach na dwa-trzy łyki, przy okazji wymienia się powitania i serdeczności ze znajomymi oraz obsługą.
Lokalna kuchnia dla turysty opiera się głównie na makaronach i pizzy, które serwowane są we wszystkich lokalach. Do tego bakłażany w różnych postaciach. Pomidory w grubych skórkach, mało soczyste. Także hamburgery i inne fast rodem z USA można dostać bez problemu.A jeśli jednak chcesz spróbować smakołyków regionalnej kuchni musisz liczyć się ze sporym wydatkiem. Oprócz krewetek, homarów, langust, jeżowców, kałamarnic i pająków morskich łowi się tu różne gatunki ryb.W przewodnikach polecana jest ryba miecznik (spada). Chociaż to wyjątkowa specjalność regionu, zwyczajny smakosz może rozczarować się jej smakiem.
Inny specjał to czarne spaghetti z sosem z sepii i kawałkami ośmiornicy. Zjedzenie tego dania wymaga sporego hartu ducha i odpornych kubków smakowych.
Desery to słynne, przepyszne gelato, bardzo słodkie ciasta, tiramisu oraz cudowna, boska kawa. I oczywiście włoskie wina – bardzo smaczne. Degustować warto przede wszystkim te, które dostać można tylko tutaj, z lokalnych winnic..O dziwo – kuchnia, w której bardzo mało warzyw i owoców. Odnosi się wrażenie, że gros przystawek i dodatków to bakłażany. Kupno owoców lub warzyw sprawi turyście sporo problemów logistycznych. W ostateczności pozostaje supermarket, a w nim europejski standard rozkładowy, więc połapać się łatwo. Szkoda, że zielone są to produkty z różnych stron UE np.hiszpańskie brzoskwinie, greckie pomarańcze (sic) . Gdzie kupić sławne, tutejsze pomarańcze i inne owoce? Bez tuziemca nie ma szans. Jakiś handlarz, na ulicy sprzedawał okazyjnie chyba i wyjątkowo oooooogrooooooomne arbuzy, połówka to 8 kilogramów. Warto było spróbować.
Jeśli wybierasz się do Włoch samochodem musisz mieć bardzo mocne nerwy.I szybko przyzwyczaić się do nowych reguł. Włosi jeżdżą autami i jednośladami na tzw. pełnym luzie, nie da się tego porównać do innych krajów w Unii. Przestrzegają przepisów drogowych kierując się chyba… ogólnymi? zwyczajowymi? zasadami ustalonymi przez.. siebie.
Teoretycznie obowiązuje zasada pierwszeństwa z prawej strony. Teoretycznie! W praktyce możesz stać chyba godzinę, z nadzieją że ktoś cię dopuści do ruchu albo trąbisz i pakujesz się z "zamkniętymi oczami". Zapomnij o pierwszeństwie pieszego na pasach. Przejście dla pieszych przypomina bieg przez płotki, slalom gigant, a czasem i sztafetę (bo zdążysz dobiec tylko do połowy). Parkują w niedozwolonych miejscach, wjeżdżają "pod prąd", pasy ruchu jak są dwa to “zrobią” trzy albo cztery wykorzystując np.miejsca na zakazach.. I o dziwo, robią to płynnie i elegancko. Nie złoszczą się, nie pokazują obraźliwych gestów. I drogówki nie widać nigdzie.Był nieprawdopodobny moment, gdy na środku skrzyżowania ruchliwej ulicy w centrum miasta, stojąc na czerwonym świetle kierowca wysiadł z osobowego auta, poszedł kupić gazetę, pogadał z kimś na chodniku i wrócił akurat na kolejne zielone. Nikt nie trąbił i nie wrzeszczał, kierowcy sprawnie omijali bez zdziwienia zaparkowane na środku jezdni auto. NIEPRAWDOPODOBNE? Tu wszystko możliwe. Klaksonu używają odmiennie niż w Polsce – w ten sposób informują, że jadę! jadę! bo np. wyprzedzają z nienormalnej strony lub pakują się pod prąd lub zajeżdżają drogę. Ufff..
Dla Polaka-kierowcy zachwycające było obejrzeć celebrę kilku osób przy drobnej stłuczce, a w zasadzie otarciu dwóch samochodów. Wow! Dwa radiowozy na sygnale świetlnym, robione przez drogówkę szkice na jezdni, mierzenie śladów hamowania itd. Przy tym sporo gapiów i dużo gadania. Nieznający języka mógł zobaczyć, jak wygląda włoska mowa ciała - to całe spektrum technik, sztuczek i prawdziwy pokaz aktorstwa. To było piękne…Nie widać rowerzystów. Jeśli już to w pełnym stroju sportowym, na drogach poza miastem. Od razu poznać, że to nie "cywile" lecz miłośnicy sportów.
Na zakończenie jeszcze kilka słów o kalabryjczykach. Na ulicach nie widać ludzi otyłych.Kolory ubrań – przeważają ciemne, na topie modowym. Młodzież szaleje na motorowych jednośladach. Rano na deptaku sporo osób w różnym wieku uprawia poranne bieganie, także z zadbanymi psiakami.
"Tubylcy" są przyjaźnie nastawieni do Polako. Kupno ołówka - to było coś wspaniałego towarzysko! Bez znajomości włoskiego i angielskiego, przy pomocy gestów i uśmiechów – poznaliśmy osobiście: sprzedawcę, jego kuzynkę, syna tejże kuzynki, babcię – seniorkę (niebyt było jasne, czyja krewna), kuzyna kuzyna i dziewczynę kuzyna kuzyna. Było bardzo gwarnie, radośnie, wszyscy gadali, uśmiechali się, gestykulowali i …wszyscy sprzedawali nam ołówek :).
I pomyśleć, że w Przewodniku Marco Polo (wydanie z 2016 r.) podana jest strona internetowa, na której klient może sprawdzić, które sklepy nie płacą mafii za ochronę.
Tekst: Wiesława Gątkiewicz 01-10-2017 r.
Redakcja: Andrzej Olszewski
Zdjęcia: W.Gątkiewicz i A.Olszewski
Bardzo ładne zdjęcia
OdpowiedzUsuńItalia jest piękna.
OdpowiedzUsuń